LeszekSmyrski LeszekSmyrski
202
BLOG

Do profesora Glińskiego - ziarno i plewy w NGO

LeszekSmyrski LeszekSmyrski Społeczeństwo Obserwuj notkę 3

Aktywność obywatelska w Polsce jest jedną z najsłabszych w Europie. Pomijając wielki zryw „Solidarności” Polacy koncentrują swoją uwagę na własnych problemach, problemach rodziny i przyjaciół. Politykę postrzegają przez pryzmat partyjny, ten zaś prowadzi do dychotomicznego rozróżnienia na prawicę i lewicę, rozróżnienia które jest powszechne, ale nic nie znaczące. Scena polityczna jest podzielona według stosunku do problemów, najbardziej widowiskowe to podziały dotyczące aborcji, narkotyków i  adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Paradoks polskiej sceny politycznej polega między innymi na fakcie, że metodologiczny anarchizm proponowany przez Fayerabenda do rozważań naukowych został zastosowany przez prawicowych myślicieli i publicystów, natomiast ubrani w czerwone spodnie i dziwaczne marynarki cudacy bronią zażarcie dogmatu o prawie elit do bezkarnych kradzieży.

Na poziomie obywatelskim podziały tracą swoją ostrość, między innymi dlatego, że tak naprawdę to kwestie marginalne dla przeciętnych obywateli. W sferze publicznej obywatele zaspokajają swoje potrzeby kulturalne, rozrywkowe, artystyczne, społeczne i edukacyjne. Wypełniają treściami czas swego życia i pomagają w tym samym innym ludziom. Podwójna kontyngencja realizuje się tam w stosunkach twarzą w twarz. U nas idzie to słabo, Polacy pokrzywdzeni przez zaborców, faszystów i komunistów musieli skrywać swoje myśli, kryli więc swoje działania. Kiedy przyszedł czas by zaczęli robić co chcą, nie mają specjalnej ochoty. Socjologowie obwiniają za ten stan brak zaufania społecznego i wzywają aby je budować.

Czym zatem jest zaufanie społeczne? Jest przekonaniem że człowiek, który wraz z nami bierze udział w pewnych wspólnych działaniach nie wykorzysta swojej pozycji do realizowania działań innych, czasami zupełnie sprzecznych z deklarowanymi. Nawet wśród alkoholików najgorszego sortu , którzy zbierają środki na zakup butelki wina, do sklepu jest wysyłany ten, do którego reszta ma zaufanie. Inaczej posłaniec dotarłby z powrotem z butelką sporo opróżnioną lub nie dotarł wcale.

W połowie pierwszego dziesięciolecia naszego wieku zaufanie w Polsce było bardzo niskie. Jednak wszystkie debaty socjologiczne pomijały główny powód tego stanu rzeczy, poszukując powodów drugo i trzeciorzędnych. Głównym zaś powodem spadku zaufania była niewyobrażalna skala złodziejstwa, jaka nikomu w 1990 roku nie mogłaby przyjść do głowy. Jednocześnie większość autorytetów naukowych firmowała swoimi nazwiskami  socjotechniki stosowane przez liberalne media, mające na celu przekonywanie prostych ludzi że złodziejstwo nie jest złodziejstwem. Doprowadziło to do sytuacji, gdzie naukowcy spowodowali spadek zaufania społecznego do metod naukowych.

Jednak nauka dostrzegła problem słabego zaangażowania ludzi w działalność społeczną i przesłała komunikat władzy państwowej. Władza wydała wytyczne dla administracji, ta zaś rozpoczęła realizację programu. Urzędnicy wymyślili sposoby i zaczęli wdrażać. Wdrażanie napotkało opór materii, urzędnicy dostosowali kryteria, nowe kryteria napotkały mniejszy opór i kryteria znowu zmieniono. Poziom zaangażowania społecznego zaczął wzrastać. Mierzono go ilością organizacji pozarządowych.

Wraz ze wzrostem zaangażowania społecznego zaczął jednocześnie wzrastać poziom polaryzacji. Społeczeństwo podzieliło się w poglądach na prawicę i lewicę. Sposób w jaki się to stało opisałem w "Postrzeganiu świata". Obie grupy zaczęły rywalizować o dostęp do komunikacji przez medium władzy na poziomie państwowym i samorządowym.  Poziom społeczny budził najmniejsze zainteresowanie, bo tam po prostu mniej nagród. Ale gdy zaczęło coś i tam skapywać ruszyło się coś też na tamtym poziomie.

Prywatyzacja przeprowadzona w Polsce po upadku systemu socjalistycznego miała być zmianą na lepsze, miała dać obywatelom dostęp do produktów konsumpcyjnych. W rzeczywistości stała się środowiskiem działania systemu złodziejskiego. Na początku lat 90-tych system ten był dobrze ukryty a jego operacje posiadały pozory działań zgodnych z prawem, szybko jednak przestał używać zasłon, przerzucając obowiązek osłaniania swoich działań na wyspecjalizowane podsystemy, jednym z najważniejszych był system informacyjny. Największym i najważniejszym partnerem systemu złodziejskiego była redakcja „Gazety Wyborczej”, skupiająca najlepszych specjalistów od propagandy.

W czasie największego spadku aktywności obywatelskiej istniała jednak silna potrzeba działania i powstawały samorzutnie inicjatywy obywatelskie, wyśmiewane wtedy przez tę część społeczeństwa, którą statystycznie można było nazwać młodymi, wykształconymi mieszkańcami miast. Część z tych organizacji prawdopodobnie nie była objęta badaniami statystycznymi, bo czasami były to pojedyncze spotkania autorskie, zebrania stowarzyszeń, które posiadały struktury dużo większe niż te zarejestrowane w KRS.  Komunikacja przez medium pieniądza  miała bardzo słabe natężenie, pięciozłotowe składki często były opłacane z opóźnieniem. Pamiętam sytuację gdy w swoje urodziny ktoś otrzymał kupiony za te biedne fundusze piękny bukiet róż. Wtedy wydawało mi się to marnotrawstwem, teraz inaczej na to patrzę. Komunikaty medium piękna równoważyły brak komunikacji finansowej i dawały impulsy do działania.

Współcześnie mamy do czynienia z sytuacją, gdy propaganda liberalnych środków masowego przekazu wdarła się do systemu edukacji i tam jej komunikaty zostały potraktowane jako komunikaty nadawane przez medium prawdy. Ten stan rzeczy spowodował, że w świadomości  młodych wykształconych mieszkańców miast system złodziejski stał się częścią naturalnego środowiska systemowego które należy chronić przed zmianami. Wielu ludzi z którymi rozmawiam i opowiadam o modelu komunikacji i możliwości zredukowania złodziejstwa patrzy na mnie z przerażeniem, tak jakbym zaproponował amputację fragmentu ciała. Tak naprawdę jedynym profesorem socjologii o jakim słyszałem, który mówi o podobnych problemach jak ja jest profesor Zybertowicz. Jednak nie słyszałem aby w naukowym wywodzie użył terminu złodziejstwo, zwykle stosuje eufemizmy.

Sporo naukowych dysput odbywa się wokół wsparcia dla społeczeństwa obywatelskiego, jakie powinno się udzielać ze strony państwa. Tu jednak napotykamy na poważny problem teoretyczny, który już u zarania przekształca naukową debatę w zaklęcia mamrotane przez Triobriandzkich budowniczych łodzi. Każda najgenialniejsza i najwznioślejsza deklaracja rozbija się o podstawowy problem informacyjny. Pieniądze są przekazywane przez biurokrację, ta zaś straciła zdolność komunikacji przez medium prawdy, dlatego jej łupienie przez oszustów jest dziecinnie łatwym zajęciem. Ponieważ zaś wszyscy wiedzą że głupotą jest nie brać gdy można, po co mają łupić obcy, skoro mogą swoi. Dlatego swoi mają więcej i mogą więcej.

Ale istnieje jeszcze etyka. Elity mają jakieś tam ludzkie uczucia, więc kiedy widzą że motłoch ma gorzej przeprowadzają elitarne kognitywistyczne operacje myślowe i produkują postmodernistyczny produkt etyczny. Uznają że skoro oni nakradli, to niech i najcwańsi maluczcy też uszczkną, niech z pańskiego stołu się pożywią. Żeby im to ułatwić, odpowiedzialni za obserwację będą przymykać oczy i życzliwie oceniać tego typu działania.

Dwa powyższe akapity brzmią jak bełkot. Cztery lata temu tak bym je odbierał. Niestety obserwowałem bardzo dokładnie i dokumentowałem bardzo szczegółowo mechanizmy funkcjonowanie systemu, który prowadzi takie operacje. One są widoczne dla każdego, kto zechce je zobaczyć. Nie trzeba skomplikowanych teorii socjologicznych, nie trzeba socjocybernetyki ani teorii systemów. Kiedy widzimy że ktoś kradnie, odczuwamy to całym sercem i wszystkimi zmysłami. Ja piszę o tym językiem socjologii, ale prości ludzie na zebraniach jeszcze kilka lat temu widzieli dokładnie to samo. Tylko że kilka lat temu ich słowa spotykały się z szyderczym śmiechem. Teraz ten śmiech więźnie w gardłach. Kiedy zobaczyłem w Rzeszowie bezradnego Michnika, który nie umie zrozumieć rzeczywistości pomyślałem o tamtych ludziach, role się odwróciły.

Jestem fanem organizacji pozarządowych. Pisałem o nich licencjat. Spółdzielczość to najdoskonalszy według mnie ich przejaw. Bardzo dobrze rozumiem profesora Glińskiego, gdy podejmuje próbę ich obrony. Jako socjolog robi to, co współczesna polska socjologia wypracowała jako najlepszą praktykę. Staje w ich obronie bo wierzy że tak trzeba. Nawet jeśli jakieś rodzinne koneksje są powodem jego wypowiedzi, to jest to powód drugorzędny. Jako socjolog profesor Gliński wypełnia swój obowiązek, tyle tylko ze trochę zbyt emocjonalnie się do tego zabrał.

Ja sam od czterech lat jestem prezesem stowarzyszenia zajmującego się promocją spółdzielczości, ale teraz jestem zwolennikiem zmiany zasad i absolutnej przejrzystości funduszy, którymi obracają. Osobiście jestem gotowy odpowiedzieć na każde pytanie. W moim wypadku nie byłoby to trudne, widząc jak wygląda sytuacja postanowiliśmy programowo zrezygnować w Stowarzyszeniu Ekonomii Społecznej z pieniędzy. Używamy kapitału społecznego, kulturowego i symbolicznego. Nie zbieramy nawet składek członkowskich.

Znam organizacje uczciwe i bardzo pożyteczne, znam złodziejskie. Należy zastosować ogólnie przyjęte kryteria, które pozwolą eliminować te drugie z przestrzeni publicznej. Trzeba przeprowadzić głębokie reformy, propozycja PiS-u wygląda teoretycznie dobrze. Ale jak się sprawdzi w praktyce? Zobaczymy.

Może jestem szalony, że wziąłem taki temat, ale tak naprawdę to temat znalazł mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo